Lwów 02.01.2016
Na pierwszy noworoczny wypad wybieramy Lwów – perłę Galicji. To miejsce leżące na styku wielu kultur, z niesamowitą historią często porównywane jest do naszego Krakowa. Poza wspaniałymi zabytkami te prawie 800-tysięczne miasto oferuje nam szereg miejsc kulturalno – rozrywkowych w których mamy możliwość spędzenia wolnego czasu m.in muzea, teatry, sale koncertowe ale także knajpy, puby oraz restauracje, które notabene pękają w szwach. Do stolicy dawnych Kresów Wschodnich udajemy się zaledwie na jeden dzień, aby chociaż spróbować poznać fenomen oraz magie tego miejsca.
Do największego miasta zachodniej Ukrainy wybieramy się podczas naszego sylwestrowego pobytu w osadzie Miłoszówka na Lubelszczyźnie. Dzień po “Nowym Roku” zwijamy manatki wcześnie rano. Ok. 4.00 ruszamy z naszej niewielkiej wioski Huta, położonej gdzieś pomiędzy Kazimierzem Dolnym a Nałęczowem. Wybieramy trasę przez Biłgoraj, Sieniawę i Jarosław. Po przejechaniu 220 km docieramy do Medyki, gdzie będziemy przekraczać granicę. W Medyce pod słynną Biedronką koncentruje się życie przygraniczne, kantorów i parkingów (ok 20-30 zł za dobę) jest tutaj pod dostatkiem. My korzystamy z uprzejmości znajomego, u którego to na posesji zostawiamy nasz wehikuł. W jednym z licznych miejscowych kantorów wymieniamy walutę, za 200 zł dostajemy 1200 hrywien (przelicznik całkiem niezły). Następnie udajemy się 200 metrową ścieżką prowadzącą do terminalu, w którym obsługiwany jest wyłącznie ruch osobowy. Po krótkiej odprawie paszportowej, bez większych kolejek i przeszkód wychodzimy po stronie naszych wschodnich sąsiadów. Jesteśmy we wsi Szeginie, przechodzimy ok. 300 metrów wzdłuż głównej drogi aby dotrzeć do przystanku autobusowego komunikacji państwowej (duży plac a przy nim charakterystyczny nowy drewniany budynek i drobne sklepy, idąc od terminala po lewej stronie drogi), rzutem na taśmę wskakujemy do już odjeżdżającego w kierunku Lwowa małego żółtego busika. Marszrutki z Szeginie kursują (plus/minus) co 45 min, dla niecierpliwych oraz oczekujących lepszego komfortu jazdy, nie brakuje w okolicach przystanku “prywaciarzy”, którzy słono kasują za transport do grodu Lwa.
Za naszą podróż w lekko zdezelowanym mikrobusie płacimy 34 hr. Droga fatalna, dziura na dziurze, myślałem że nasze drogi są złe, ale po tej przejażdżce zmieniam zdanie. 80 km pokonujemy w czasie 1.40 godz. Wysiadamy w centrum miasta przy Dworcu Podmiejskim (ulica Gródecka) w pobliżu dużego targowiska, w czasie naszej wizyty panował tu ogromny ruch, gdyż zostało raptem kilka dni do prawosławnych Świąt Bożego Narodzenia (Rożdiestwo Christowo). Z bazaru udajemy się ok 250 metrów w kierunku Starego Miasta dochodzimy do skrzyżowania, gdzie skręcamy prawo w ulicę Stepana Bandery nazwaną imieniem słynnego ukraińskiego polityka niepodległościowego, skrajnego nacjonalisty. Dochodzimy do przystanku tramwajowego,który znajduje się naprzeciwko imponującego kościoła św. Elżbiety. Świątynia została wybudowana z okazji uczczenia tragicznie zamordowanej małżonki Franciszka Józefa, cesarzowej Elżbiety (Sisi). W miejscowym kiosku kupujemy bilet na nasz szynobus, za bagatela 2 hr (ok. 35 gr.). Wsiadamy do 1 lub 9, gdyż te dwie linie krążą w okolicach lwowskiej starówki. Pierwsza z nich zajeżdża 9. Nowy, elegancki skład;jesteśmy mile zaskoczeni. Kasujemy nasze bileciki i jedziemy, po chwili zjawia się przysłowiowy “kobuch”, który kontroluje nasze bilety, tak na marginesie to byłby już szczyt żeby nie zakupić tak taniego biletu. Tramwaj jest najstarszym środkiem lokomocji w mieście, pierwsze pojawiły się już w 1894 roku i wyprzedziły pod tym względem takie miasta jak Warszawa czy Moskwa.
Po kilkunastu minutach jazdy po lwowskim bruku dojeżdżamy do serca miasta jakim jest Rynek, z tramwaju wysiadamy na wprost wejścia do ratusza. Na placu, mimo zimna, ludzi jak mrówek. Dodatkowo jak magnes na turystów działa jarmark bożonarodzeniowy, który przyciąga różnymi “łakociami” oraz zapachem grzanego wina unoszącym się w powietrzu.
Nasze zwiedzanie jak przystało na Polaków zaczynamy od konsumpcji :), musimy się trochę zagrzać gdyż pogoda nas nie rozpieszcza, jest jakieś -14 stopni. Po przejściu kilkunastu metrów, w szybie jednej z zabytkowych kamienic widzimy jak kucharz własnoręcznie wyrabia ciasto, na pierwszy rzut oka myślimy pizza lecz gdy podchodzimy bliżej okazuje się że w tej uroczej knajpce (kamienica na rynku nr 13) przyrządza się ciasto na “kulebiaka”, który podawany jest z najróżniejszymi nadzieniami: jabłkami, makiem, kapustą, łososiem i szpinakiem. Na słodko,na słono jak kto lubi.Wchodzimy bez dłuższego zastanowienia. Z ledwością udaje znaleźć się wolny stolik. Każdy zamawia po porcji kulebiaka i dzbanku gorącego czaju. Za taki zestaw płacimy ok. 60 hrywien. W naszej knajpce znajduje się również mały sklepik z różnymi specjałami pochodzących z lwowskiej manufaktury kawy. Po napełnieniu naszych brzuchów robimy sobie spacer wokół rynku, podziwiając renesansowe kamienice m.in : dom Bandinnellego (nr 2,dom kupca włoskiego) ; tuż obok charakterystyczna Czarna Kamienica (nr 4) w której obecnie mieści się Lwowskie Muzeum Historyczne oraz pod nr 10 rokokowy pałac Lubomirskich (Muzeum Etnografii).
Po krótkim spacerze na lwowskim rynku, wchodzimy do budynku ratusza, gdzie spróbujemy wdrapać się na 65 metrową wieżę. Aby dostać się na punkt widokowy należy pokonać 350 schodów oraz uiścić opłatę w wysokości 10 hrywien. Po drodze mamy okazje zobaczyć także mechanizm zegara miejskiego. Gdy zdobywamy szczyt, naszym oczom ukazuje się piękna panorama oprószonego białym puchem Lwowa. Z góry podziwiamy wszystkie największe atrakcje miasta : Wzgórze Zamkowe, Katedrę Łacińską, Opere, Klasztor Dominikanów, Cerkiew Wołoską i wiele innych ciekawych miejsc.
Po napatrzeniu się na Lwów z góry, powoli schodzimy na dół i udajemy się w kierunku klasztoru Dominikanów. W ratuszu znajduje się również centrum informacji turystycznej, w której bez problemu porozumiecie się po Polsku. Wychodząc z budynku przechodzimy jeszcze wzdłuż lodowiska, które rozkłada się tutaj co sezon zimowy, a następnie zaopatrujemy się na jarmarku w kubeczek grzanego wina, którym delektujemy się podczas naszego spaceru.
Po kilku minutach, ulicą Stauropigijską dochodzimy do Kościoła Bożego Ciała i klasztoru Dominikanów. Wchodzimy do środka by móc podziwiać wnętrze jednego z najpiękniejszych barokowych kościołów we Lwowie, który obecnie spełni funkcję cerkwi prawosławnej.
Po wyjściu z kościoła Bożego Ciała, przechodzimy pod pomnik Nikifora Krynickiego znajdujący się nieopodal, a następnie na plac pod Cerkwią Uspeńską, gdzie znajduje się replika zabytkowego tramwaju, który dawniej mknął po lwowskim bruku,zaś dzisiaj pełni rolę kiosku z pamiątkami. Zaglądamy również na chwilkę do budynku renesansowej Cerkwi Zaśnięcia Matki Bożej zwanej także Wołoską lub Uspeńską. Ta wyjątkowa budowla składa się z trzech części : świątyni, kapicy Trzech Świętych oraz charakterystycznej 66-metrowej dzwonnicy, nazwaną ku czci fundatora wieży Korniakta wzniesioną w latach 1573-1580.
Spod cerkwi kierujemy się ulicą Ruską do rynku, a następnie skręcamy w lewo w ul.Serbską, gdzie pod nr 3 znajduje się słynna manufaktura czekolady (sklep, pracownia oraz kawiarnia). Niestety, z powodu ogromnej kolejki rezygnujemy z tej słodkiej przyjemności, ale przy następnej wizycie, na pewno się skusimy.
Następnie skręcamy w lewo w ulicę Starojewrejską, a dalej w Halicką, gdzie dochodzimy do okazałej Kaplicy Boimów pw. Trójcy Świętej i Męki Pańskiej. Miejsce to przeznaczone było na mauzoleum dla bogatego sukiennika lwowskiego Jerzego Boima. Nie mieliśmy okazji zobaczyć wnętrza kaplicy, gdyż poza sezonem często bywa zamknięta.
Tuż obok znajduje się potężny budynek Katedry łacińskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Świątynia jest najważniejszą świątynią rzymskokatolicką w mieście, siedzibą arcybiskupa, jedną z trzech najważniejszych miejsc kultu dla Polaków mieszkających w Lwowie. We wnętrzach gotyckiej katedry na uwagę zasługują wspaniałe kaplice m.in Jezusa Ubiczowanego (najciekawsza), Chrystusa Ukrzyżowanego, Matki Boskiej Częstochowskiej oraz Jezusa Miłosiernego. W świątyni spędzamy niewiele czasu ze względu na przypadającą za chwilę przerwę porządkową (14.00-15.00).
Z katedry podążamy ul.Teatralną, po lewej mijamy Kościół św. Piotra i Pawła i klasztor Jezuitów a następnie skręcamy w ul.Ormiańską, gdzie po ok. 200 metrach, docieramy do jedynej w swoim rodzaju katedry.
Świątynia pw. Wniebowzięcia NMP jest jedną z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, ufundowana przez Ormian w II połowie XIV wieku. Od stuleci był centrum osiadłej w Polsce ludności ormiańskiej. Wnętrza świątyni robią na nas ogromne wrażenia, żałuję że nie udało się zaliczyć nabożeństwa w obrządku ormiańskim, podobno jest to bardzo ciekawe przeżycie. Po krótkiej wizycie w jedynej tego typu orientalnej świątyni znajdującej się w tej części Europy udajemy się ul. Łesi Ukrainki do Cerkwi Przemienienia Pańskiego. Dawniej świątynia pełniła funkcję zakonu Trynitarzy, lecz w 1848 roku podczas Wiosny Ludów została poważnie zniszczony przez wojska austriackie. Dopiero całkiem niedawno bo w 1990 roku została w pełni odrestaurowana, dzięki temu możemy podziwiać wspaniałe wnętrza tej bizantyjsko-ukraińskiej cerkwi .
Z cerkwi udajemy się w kierunku Prospektu Svobody. Po drodze przechodzimy przez targ, gdzie można było nabyć miejscowe rękodzieło. Pod chmurką wystawione są setki obrazów. Za kilkadziesiąt złotych można było kupić np. piękne akwarele ukazujące liczne, lwowskie zabytki. Po kilku minutach jesteśmy już na Alei Wolności, przed jednym z najpiękniejszych gmachów w mieście. Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej to wyjątkowe dzieło sztuki architektonicznej. Budynek powstał w latach 1897-1900 i w obecnym czasie był jednym z najwspanialszych gmachów operowych w Europie. Dorównywał bogactwem oraz wystrojem swoim konkurentom z Paryża czy Wiednia.
Do wnętrza budynku Opery nie udało nam się wejść, gdyż trwał spektakl,a kolejka do kasy na następne przedstawienie liczyła kilkadziesiąt osób. Zwiedzanie teatru jest możliwe wyłącznie poza sezonem teatralnym. Będąc w tym miejscu warto skusić się na jakąś sztukę, gdyż jak się dowiedzieliśmy od osób oczekujących w kolejce, bilety na widowiska teatralne zaczynają się już od 20 zł.
Oddalamy się od pięknego gmachu teatru i podążamy wzdłuż straganów jarmarku świątecznego, który ulokował się przy Alei Wolności. Po przejściu bulwarem ok. 500 metrów docieramy do stałego punktu programu wycieczek i zarazem najważniejszego miejsca wszystkich Polaków, przybywających do dawnej stolicy Kresów Wschodnich. To plac Adama Mickiewicza, na którym znajduje się potężna 21 metrowa granitowa kolumna z rzeźbą, ukazującą naszego największego wieszcza. Pomnik został odsłonięty w 1904 i mimo wielu zawirowań historii przetrwał nieuszkodzony do dnia dzisiejszego.
Z pod pomnika A. Mickiewicza udajemy się na ul.Strzelców Siczowych 12, gdzie znajduje się chyba najsłynniejsza lwowska jadłodajnia, jaką jest Puzata Chata. Tutaj można naprawdę dobrze i syto zjeść. Ten duży, dwupoziomowy lokal serwuje (mimo ogromnej ilości klientów) jedzenie w ekspresowym tempie. Pobierasz ile chcesz i na końcu płacisz. W moim przypadku za całą tace różnych smakołyków zapłaciłem ok. 100 hrywien (ok.16 zł).
Po wyżerce kierujemy się powoli w stronę Dworca Głównego. Po prawej stronie mijamy potężny budynek Uniwersytetu Lwowskiego, którego tradycja sięga wieku XVII, kiedy to król polski Jan Kazimierz, przekształcił kolegium jezuickie w miejscową akademię. Dalej przechodzimy obok pomnika Iwana Franko – ukraińskiego poety i prozaika, a następnie przechodzimy przez piękny park nazwany także imieniem pisarza.
Po wyjściu z parku przecinamy ul. Łystopadowoho Czynu i dochodzimy do skweru św. Jura, skąd naszym oczom ukazuje się potężny Sobór św. Jura. Katedralna cerkiew archidiecezji lwowskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego jest jedną z najpiękniejszych barokowych budowli w mieście. W 1998 świątynia wraz ze Starym Miastem, Wysokim Zamkiem i Podzamczem została wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Po krótkiej wizycie we wnętrzach świątyni kierujemy się na Dworzec Główny. Niska temperatura dała nam nieco popalić, więc jeszcze szybka wizyta w monopolowym przy ul. S.Bandery, aby kupić coś na rozgrzewkę do wieczornej “posiadówki” (polecam Nemiroff miodowy z papryczkami ,jest świetny). Dla miłośników słodyczy warto zakupić całkiem niezłą chałwę ukraińską, która wyrabiana jest z ziaren słonecznika. Po udanych zakupach w końcu docieramy na przystanek autobusowy przed lwowskim dworcem (stanowisko nr 5), gdzie już do odjazdu szykuje się nasza marszrutka. Rzutem na taśmę wsiadamy do naszego “żółtka”, w między czasie podziwiając jeszcze pięknie oświetlony, eklektyczny budynek Dworca Głównego, a następnie ruszamy naszym przeładowanym busikiem w stronę granicy.
Podsumowując, Lwów to fascynująca mieszanka kultur oraz wyznań, gdzie wciąż poczuć można dawny klimat z czasów Rzeczypospolitej wielu narodów. Jeden dzień to stanowczo za mało, aby poznać to wspaniałe miasto. Na pewno trzeba będzie tu jeszcze wrócić i zobaczyć pozostałe magiczne miejsca, których w Lwowie nie brakuje.
UWAGA. Pamiętajcie aby przez granicę nie przewozić więcej niż : “wagon” papierosów oraz 1 litr wysokoprocentowego alkoholu na głowę, gdyż nasi celnicy dość skrupulatnie to weryfikują !!!
- Lwów – informacje turystyczne
- Lwów – Centrum Informacji Turystycznej
- Lwów – zwiedzanie z przewodnikiem
- Lwów – Old City Hostel
- Lwów – mapa trasy wycieczki
autor: M.U