Hercegowina 21.08.2013
Podczas naszego wakacyjnego pobytu w chorwackiej Dalmacji, oprócz wygrzewania się na słońcu oraz kąpieli w turkusowym Adriatyku zdecydowaliśmy zrobić sobie krótką wycieczkę do sąsiedniej Bośni i Hercegowiny, która oddalona jest zaledwie 30 km na wschód od wybrzeży Riwiery Makarskiej. Kraj do niedawna borykał się z wojną domową, przez co rzadko był odwiedzany przez podróżnych. Obecnie przeżywa prawdziwy renesans i zaczyna cieszyć się dużym zainteresowaniem. Największymi atutami tego niewielkiego” państewka” są : wspaniałe zabytki, regionalna kuchnia oraz prawdziwie bałkański klimat, którego już niestety coraz mniej na Bałkanach, powoli zalewanych przez masową turystykę.
Do Bośni wyruszamy z naszego niewielkiego campu Ciste (w pobliżu Drvenika) położonego kilkanaście kilometrów na południe od popularnego kurortu Makarska.
Zbieramy manatki wcześnie rano, przed nami sporo do zobaczenia. Robimy sobie szybkie śniadanie, przy którym delektujemy się pięknym widokiem na pobliską wyspę Hvar, a następnie wyruszamy w drogę. Naszą zieloną strzałą mkniemy na południe drogą krajową nr 8 w kierunku Dubrownika. Mijamy Drvenik oraz Ploče z potężnymi rozlewiskami rzeki Neretwy, która będzie nam dzisiaj towarzyszyć kilkukrotnie.Po ok. godzinie jazdy, w miejscowości Opuzen zjeżdżamy na trasę E73, która doprowadza nas do granicy chorwacko-bośniackiej w Metković (ok. 105 km). Na przejściu panuje spory ruch, skrupulatnie sprawdzane są nasze dowody osobiste oraz zielona karta o której obowiązkowo trzeba pamiętać przy podróżowaniu po krajach bałkańskich. Po ok. 30 minutowym postoju na granicy możemy ruszać dalej. Pierwszym ciekawym miejscem, które odwiedzamy w regionie Hercegowiny jest prowincjonalne miasteczko Počitelj, sennie położone na prawym brzegu Neretwy. Osada będąca przez stulecia pod panowaniem turków, zachowała prawie nienaruszoną, orientalną zabudowę. Nasze auto zostawiamy na jednym z parkingów przy głównej drodze. Spacerując po brukowanych uliczkach, wśród dawnej osmańskiej zabudowy, możemy poczuć mistycyzm tego miejsca, jakby czas trochę się tu zatrzymał. Mozolnie wdrapujemy się na wzgórze zamkowe. Po drodze często zatrzymujemy się przy niewielkich straganach aby podziwiać “ręcznie” robione, miejscowe rzemiosło m.in chusty, serwety, biżuterie. Dla miejscowej starszyzny to często jedyne źródło dochodu, także i nasze dziewczyny z wielką chęcią zasiliły ich domowy budżet, dokonując zakupu pięknych chust 🙂 Po kilkunastu minutach podejścia docieramy na górę zamkową skąd rozpościera się wspaniały widok na malowniczą dolinę rzeki Neretwy oraz wszystkie najważniejsze atrakcje w Počitelj. Poniżej twierdzy znajdują się najważniejsze budowle w mieście m.in : meczet, medrasa(szkoła), karawanseraj(zajazd), łaźnia turecka oraz wieża zegarowa.
Podziwiając panoramę miasteczka na uwagę zasługują dachy budynków, które wykonane są z kamiennych dachówek w większości oryginalnie zachowanych. Na koniec naszej przechadzki zaglądamy jeszcze do najbardziej okazałej atrakcji w miasteczku jakim jest meczet Hadżi – Alija, mocno zniszczony podczas ostatniej wojny w 1993 roku,ale na szczęście szybko odbudowany. Dziś ponownie cieszy oko turystów i służy swoim mieszkańcom. Po ok. 2 godzinnym spacerze w klimatycznym Počitelj, wracamy na parking i ruszamy 30 km na północ aby dotrzeć do najpiękniejszego i chyba najbardziej popularnego miasta w kraju, jakim jest Mostar.
To ponad 100 tysięczne wielokulturowe miasto, obecnie jest stolicą regionu Hercegowiny. Mostar jest podzielony naturalnie przez wody rzeki Neretwi , na część wschodnią i zachodnią. Ten podział widoczny jest także w strukturze ludności – prawobrzeżna część tradycyjnie uważana jest za chrześcijańską, lewy brzeg to domena Muzułmanów . W 1993 roku miasto mocno ucierpiało przez ówczesne działania wojenne, obecnie przeżywa prawdziwy renesans i przyciąga coraz większe rzesze turystów. Co roku prawdziwe tłumy odwiedzają pięknie odrestaurowane Stare Miasto – Čaršija oraz słynny Stary Most, którym obowiązkowo musi przejść każdy który odwiedzi “bałkańską perłę”.
Nasze auto zostawiamy na jednym z wielu “strzeżonych” parkingów w centrum , przeważnie to niewielkie placyki ulokowane w ciasnych zaułkach, gdzieś pomiędzy budynkami, a parkingowi naganiacze sami was wypatrzą i skierują w odpowiednie miejsce. Spacer po starym mieście zaczynamy od niewielkiego placu na którym znajduje się bazar spożywczy -targ Tepa, gdzie znajduje się wiele regionalnych specjałów. Ale zakupy zostawiamy sobie na koniec. Wchodzimy na Kujundżiluk, dawniej dzielnica kupców i rzemieślników, dzisiaj główny deptak i miejsce handlu ludowym rękodziełem, a także licznymi pamiątkami.
Zanim zaczniemy zwiedzanie Starego Miasta postanawiamy najpierw zakosztować prawdziwej bośniackiej kawy oraz przyjąć trochę kalorii i zakosztować miejscowych słodkości :). Zaraz po wejściu na Kujundżiluk po prawej stronie znajduje się niewielka kawiarnia, w której zasiadamy. Zamawiamy “bosanska kafa” inaczej zwaną kawą po turecku. Przygotowana jest ona w tradycyjny sposób, bez pośpiechu ,zgodnie ze sztuką. Świeżo zmielona kawa z cukrem i wodą zaparzona jest trzykrotnie w metalowym tygielku lecz nie może być zagotowana, w ten sposób zostaje nam podana wraz z kostką rahat lokum -galaretką przygotowaną z wody, cukru, mąki ziemniaczanej i dodatków (np.orzechów, cynamonu, pomarańczy itp.) To nie koniec degustacji zamawiamy nieprzyzwoicie słodką baklawę oraz chałwę. Po przyjęciu sporej dawki cukru i wypiciu najlepszej kawy, jaką piłem w życiu, możemy ruszać w miasto .
Najsłynniejszym mostarskim bulwarem udajemy się w kierunku Starego Mostu, spacerując podziwiamy ciekawą kamienną zabudowę , nie sposób także ulec magi wszechobecnych, kolorowych “bibelotów”. Miejscowi sprzedawcy bezlitośnie wykorzystują chwile słabości zafascynowanych turystów i na każdym kroku zaganiają do kupna swoich towarów często za dość wygórowaną cenę. Naturalnie trzeba się targować, nie ważne w jakim języku, wszyscy handlarze to poligloci 🙂 co by nie było, zawsze się dogadacie. Ale trzeba też uważać, bo tutaj jak i wszędzie “cwaniaków” ,wciskających “chińską tandetę” również nie brakuje .
Docieramy na Stary Most , symbol Mostaru. Ta piękna kamienna budowla pod którą przepływa turkusowa Neretwa, ma dość burzliwą historię. Most został wybudowany w 1566 roku i miał zastąpić swojego drewnianego poprzednika. Budowla to dzieło Hajrudina ucznia słynnego Sinana, nadwornego architekta tureckiego sułtana – Sulejmana Wspaniałego. Długi na 30 metrów i wysoki na 20 łuk mostu został zbudowany z prawie 500 kamiennych bloków. W nienaruszonym stanie przetrwał ponad cztery stulecia. Niestety w listopadzie 1993 roku podczas wojny domowej został ostrzelany przez wojska chorwackie i prawie doszczętnie zniszczony. W 2004 roku po kilku letniej rekonstrukcji został pieczołowicie odbudowany a następnie wpisany na listę zabytków UNESCO. Od tego momentu ponownie może służyć mieszkańcom oraz zachwycać tłumy turystów.
Miejscową atrakcją są heroiczne skoki z mostu, członków mostarskiego Klubu Skoczków. Byliśmy świadkami tego ciekawego spektaklu. W czasie kiedy jeden ze śmiałków przygotowuje się do skoku jego kolega w tym czasie zbiera od gapiów wolne datki, gdy na tacy pojawi się pokaźna sumka kilkudziesięciu euro, daje sygnał partnerowi, który oddaje brawurowy 20 metrowy skok do wody, nagrodzony zostaje brawami setek widzów biorących udział w widowisku. Co roku odbywają się oficjalne zawody skoczków, których oceniają profesjonalni sędziowie.
Po widowisku schodzimy z mostu i udajemy się do jednej z dwóch baszt. Wieża Tara, właśnie tu mieści się Muzeum Starego Mostu. Odwiedzamy ekspozycje oraz podziwiamy panoramę starówki jaka roztacza się z najwyższego punktu wieży.Wstęp na wystawę to koszt ok 8 zł. Po wyjściu oglądamy jeszcze bezpłatną galerie zdjęć, która ukazuje zniszczony podczas działań wojennych most oraz jego odbudowę. Po zejściu z kamiennego wiaduktu za basztą po prawej stronie znajduje się meczet Tabacica (meczet garbarzy-rzemiosło którym trudnili się ludzie uczęszczający do świątyni), natomiast po lewej stronie przy Krzywym Moście widzimy inną muzułmańską świątynie, to Nezir-agi. W pobliżu zatrzymujemy się na typowo bałkański przysmak jakim jest burek. W Bośni każdy rodzaj ma swoją nazwę : faszerowane serem ciasto to sirnica, ziemniakami – krompiruša, a szpinakiem – zeljenica. Kosztuje kilka marek i możemy je kupić w otwartych całą dobę piekarniach. Pychota, polecam.
Po spałaszowaniu regionalnego fast fooda wracamy tą samą trasą. Zaglądamy jeszcze do meczetu Koski Mahmeda Paszy, wejście znajduje się przy głównym deptaku Kujundżiluk. Wchodzimy na okazały dziedziniec, na środku placu znajduje się Šadrvan – fontanna, która służyła do obywania wiernych przed modlitwą. Z lewej stronie znajduje się główne wejście do meczetu, po opłaceniu kilku złotych wstępu oraz nakryciu ramion przez nasze dziewczyny (specjalnie na okoliczność zwiedzania wydawane są przed wejściem chusty), wchodzimy do środka. Wnętrze jest skromne, znajdują się tu tradycyjne elementy wystroju świątyni muzułmańskiej jakimi są mihrab, minbar oraz mahvil (balkon). Mamy okazje (co jest rzadkością w meczetach) wdrapać się po krętych schodach na szczyt minaretu z którego roztacza się wspaniały widok na miasto. Po wyjściu ze świątyni schładzamy się nieco w lodowatej wodzie fontanny oraz korzystamy z tak upragnionego cienia. Przy meczecie znajduje się płatna toaleta, niestety dostępna tylko w wersji “na narciarza”, ale z braku laku dobre i to.
Na koniec naszej wycieczki po mostarskiej starówce, robimy sobie pół godzinki wolnego czasu na tak upragniony przez nasze kobiety shopping :). Zakupy robimy na bazarze Tepa. Głownie handluje się tu produktami spożywczymi ale sprzedających podróbki torebek, butów oraz perfum również nie brakuje. Ja skupiam się na żywności. Jest kilka produktów wartych polecenia, w szczególności że są to produkty naturalne, uprawiane lub wytwarzane są przez okoliczną ludność na własne potrzeby i czasem przywożone na półlegalny handel. Na uwagę zasługują na pewno pyszne miody, figi w syropie (bardzo słodkie), przyprawy, domowy ajwar (gęsty sos czy też pasta z bakłażana i czerwonej papryki) oraz stosunkowo tanie ale przy tym fenomenalne w smaku, owoce (brzoskwinie, morele, granaty, winogrona, arbuzy). Osobną kategorią jest rakija, mocny alkohol wyrabiany z różnych owoców mający najczęściej znacznie powyżej 40 %. Ten wysokoprocentowy trunek pędzony przez miejscowych, najczęściej sprzedawany był w szklanych butelkach, znanego w regionie producenta wody mineralnej “Jana”. Ceny wahały się od kilku do kilkunastu marek (1 KM=ok 2 zł) w zależności od pojemności. Smaki, do wyboru do koloru : brzoskwiniowa, morelowa, figowa, miodowa, orzechowa itp. Lecz według mnie oraz niezależnej komisji degustacyjnej najlepiej smakowała rakija zrobiona z owoców granatu. Oprócz mocnego alkoholu warto spróbować także tradycyjnego białego wina pochodzącego z regionu Hercegovina jakimi są popularna Żilavka oraz Blatina. Po zaopatrzeniu się w miejscowe specjały wracamy na nasz parking. Upał coraz bardziej daje nam w kość, gdy wsiadamy do rozgrzanego auta termometr wskazuje 45 stopni. W końcu Mostar, jak mówią tubylcy to najgorętsze miasto w byłej Jugosławii. Dobrze że w aucie jest klima i puki co, działa 🙂
Z Mostaru udajemy się 10 km na wschód do nie wielkiego miasteczka Blagaj, w którym odwiedzamy ciekawy zabytek kultury osmańskiej jakim jest malowniczo położony klasztor derwiszów. Wstęp płatny ok. 4 KM. Natomiast interesujące jest to że w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru znajduje się wywierzysko rzeki Buny. Rzeka ta na odcinku ok.20 km płynie pod ziemią,gdzie znajdują się ciekawe zjawiska krasowe. Dzisiaj dzięki swojej długości i głębokości zalicz się do najciekawszych rzek podziemnych w Europie. W pobliżu klasztoru prowadzona jest hodowla pstrąga, którego serwują liczne knajpki i restauracje znajdujące się bezpośrednio nad rzeka. Na miejscu jest możliwość zorganizowania spływu łodzią lub kajakiem po rzece Bunie, w ofercie jest również opcja wpłynięcia do jaskini Buny.
Po odwiedzeniu Blagaju, pora powoli wracać w kierunku granicy. Wprawdzie jest już późne popołudnie to postanawiamy że odwiedzimy jeszcze jedno z dwóch wyjątkowych miejsc, które znajdują się w okolicy. Pierwsze z nich,które niestety odpuszczamy, to słynne sanktuarium Królowej Pokoju w Medjugorje, gdzie w 1981 roku miał nastąpić cud w postaci objawienia się Matki Boskiej sześciorgu młodym ludziom. Wizytę do tego niezwykłego miejscu kultu, pozostawiamy sobie na nasz następny wypad. Tym razem upał bierze górę i udajemy się w pobliże miejscowości Studenci, gdzie po cało dniowej ,słonecznej eskapadzie w końcu schłodzimy nasze rozgrzane ciała w tym najpiękniejszym przyrodniczym zakątku Hercegowiny, jakim są wodospady Kravice (slap Kravice). Ten wyjątkowy cud natury ma ok 30 metrów wysokości oraz 100 metrów szerokości, natomiast temperatura wody w naturalnym basenie znajdującym pod wodospadem to zaledwie kilkanaście stopni, niestety dłuższa kąpiel nie wchodzi w rachubę, gdyż grozi to anginą lub czymś podobnym. Okoliczni mieszkańcy przybywają tu z całymi rodzinami aby schłodzić się w upalne dni,których nie brakuje w tym regionie. Przy wodospadach znajduje się kilka lokali z małą gastronomią. Samochód należy pozostawić ok. 1 km od naszej atrakcji gdzie znajduje się płatny parking. Wstęp na wodospady to wydatek rzędu kilku złotych, które z pewnością warto wydać by móc zakosztować orzeźwiającej kąpieli.
Po kąpieli zbieramy manatki i ruszmy w stronę granicy. Dojeżdżamy do pobliskiego miasta Ljubuški. Mocno wygłodniali, zatrzymujemy się w centrum nieco opustoszałego miasta, gdzie o dziwo znajdujemy całkiem niezłą knajpkę. Podają tu bardzo smaczne Ćevapčići (grillowane paluszki uformowane z wieprzowiny,wołowiny lub cielęciny). Konsumujemy, a następnie kierujemy się na niewielkie przejście graniczne Crveni Grm, skąd do naszego campu jest zaledwie 50 km.
To był bardzo intensywny dzień, wycieczkę myślę że można zaliczyć do udanych, kilkanaście godzin w Bośni i Hercegowinie to stanowczo za mało by poznać ten fascynujący kraj. Większości,miejsce te kojarzy się wciąż z wojną domową oraz jej licznymi ofiarami. Osobiście, kraj zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Ludzie – otwarci i serdeczni, kuchnia – smaczna i tradycyjna, zabytki – posiadające orientalny urok,oraz przyroda – dzika i nieskazitelna. Warto przyjechać do Bośni, choćby po to aby odkryć i zobaczyć jeszcze prawdziwe Bałkany – niezwykłe i fascynujące. Nie powinniśmy jednak zapominać o tym, że naród ten jeszcze długo będzie “wychodził z cienia” swej burzliwej i krwawej historii.
LINKI :
- Bałkany – portal informacyjny
- Bośnia i Hercegowina – informacje ogólne
- Mostar – blog
- Camp Ciste – Drvenik